Martynka Martynka
2155
BLOG

CZY MSZ GRAŁO W SZACHY?

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 34

 

 

Walka polityczna, czy nawet ostre partyjne spory nie są niczym nagannym w prawidłowo funkcjonującej demokracji, gdzie z jednej strony mamy polityków starających się o laur zwycięstwa i utrzymanie władzy, a z drugiej świadome swoich praw, ale też i ograniczeń, społeczeństwo obywatelskie. Ważnym elementem gry toczącej się w ramach demokratycznego państwa prawa są profesjonalnie działające służby specjalne, które powinny czuwać, aby czasami celowo przejaskrawiana retoryka jednej ze stron na potrzeby bieżącej rozgrywki partyjnej, czy też rozhuśtane emocje nie stały się groźnym pretekstem, który mógłby być wykorzystany przez obce państwo do wpłynięcia na politykę wewnętrzną danego państwa.

Od czasu wygranej PiS w 2005 roku oraz zdobycia przez profesora Lecha Kaczyńskiego prezydenckiego fotela, strona reprezentowana przez PO zaczęła działać w sposób, który zdecydowanie wykraczał poza dotychczas wypracowane ramy politycznego sporu.  Politycy tej partii zaczęli wprowadzać w życie politykę „spalonej ziemi” i  zniszczenia wroga wszelkimi możliwymi sposobami. Kiedy  w  2007 roku  PiS przegrał wybory parlamentarne, głównym celem wyjątkowo bezczelnych i niespotykanych dotąd ataków stał się prezydent Polski Lech Kaczyński.

Kampania zniesławiania głowy państwa przybierała na sile z miesiąca na miesiąc, a do walki używano coraz wymyślniejszych i bulwersujących form.  Pokazywano więc prezydenta państwa polskiego jako śmiesznego, zakompleksionego człowieka ogarniętego manią wielkości, który tak naprawdę był marnym przywódcą, niewartym uwagi politykiem. Liczne zniewagi  czyniono prezydentowi nie tylko na  krajowej scenie, ale także na zewnątrz, co z pewnością musiało zostać zauważone przez szefów innych państw i odnotowane przez odpowiednie służby.  Szczególne nasilenie bezpardonowych ataków nastąpiło po próbie zamachu na Lecha Kaczyńskiego podczas wizyty w Gruzji. Wszyscy pamiętamy skandaliczne słowa ówczesnego marszałka sejmu, że „tylko ślepy snajper nie trafiłby z 30 metrów” i „jaki prezydent, taki zamach”. Potem pojawiły się sugestie o chorobie alkoholowej, wyzwiska od chamów i durniów. Stosowano przy tym coraz bardziej odrażające formy ośmieszania i oczerniania prezydenta, rzucając w przestrzeń publiczną prowokacyjnie pytania,  jak choćby to zamieszczone na blogu posła Palikota 18 grudnia 2009 roku „Lech Kaczyński nie żyje?” (http://www.fakt.pl/-quot-Lech-Kaczynski-nie-zyje-quot-,artykuly,59951,1.html ).

Jednocześnie w wypowiedziach czołowych polityków rządzącej partii pojawiały się niedwuznaczne sugestie o konieczności skrócenia kadencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, o czym mówił w grudniu 2009 roku marszałek sejmu Bronisław Komorowski  w wywiadzie dla RMF:

Konrad Piasecki: Pan – człowiek - który ogłosi datę wyborów prezydenckich uważa, że im szybciej się one odbędą, tym lepiej?

Bronisław Komorowski:Generalnie tak.

Konrad Piasecki: Ale dlaczego?

Bronisław Komorowski: Bo uważam, że jest coś złego w obszarze władzy wykonawczej. Jest taka zimna wojna między rządem a prezydentem. Prezydent nie wspiera reform, prezydent stara się utrudnić życie rządowi. Ten stan rzeczy byłoby dobrze skrócić.

Konrad Piasecki:Ale się nie skróci przecież datą wyborów prezydenckich!

Bronisław Komorowski: Właśnie się skróci.

Konrad Piasecki: Jak się skróci?

Bronisław Komorowski:Jeżeli się zrobi wcześniej wybory, to tren okres takiej zimnej wojny będzie trwał krócej.”  (http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-bronislaw-komorowski-wybory-prezydenckie-im-szybciej-tym-lep,nId,207827)

Na przełomie 2009/2010  z propozycją rezygnacji z kandydowania w wyborach prezydenckich profesora Kaczyńskiego udał się też premier Donald Tusk. Wspomniał o tej dość dziwnej misji sam  Lech Kaczyński w książce Łukasza Warzechy „Ostatni wywiad”:

„…było jeszcze spotkanie , podczas którego pan premier Tusk zaproponował mi, żebyśmy obaj wycofali się z kandydowania w wyborach prezydenckich. Propozycja była bardzo kusząca: on pozostałby premierem, a ja byłym prezydentem (śmiech)”.

Propozycja ta była nie tylko dziwna, ale z punktu widzenia mechanizmów i reguł demokracji, absurdalna. Oto urzędujący prezydent miał zrezygnować z ponownego ubiegania się o najwyższy urząd, co dla każdego polityka stanowi przecież probierz realnego poparcia dla dotychczasowego stylu rządzenia. Trudno znaleźć w najnowszej historii podobną sytuację do tej wyżej przywołanej, która, co warto podkreślić, zaskoczyła samego prezydenta Kaczyńskiego.

W kolejnych tygodniach wypadki potoczyły się już błyskawicznie: do gry włączyła się Rosja, której przywódcy doskonale rozpoznali emocje panujące w Polsce, w tym gigantyczną nienawiść rządzących wobec Lecha Kaczyńskiego, którzy sprawiali wrażenie, że mogliby pójść na współpracę z samym diabłem, byleby tylko „dorżnąć watahę”.

Doszło więc do rozdzielenia wizyt, celowego przeciąganie przez MSZ notyfikacji kwietniowej wizyty prezydenta w Rosji, czy też nie informowania pałacu prezydenckiego o wszystkich ustaleniach wówczas czynionych.

Dzisiaj wychodzą na jaw kolejne, bulwersujące fakty z tamtych dni.  Antoni Macierewicz ujawnił, ze w materiałach prokuratury dotyczących umorzenia wątku cywilnego w śledztwie smoleńskim znalazła się informacja, że  rząd zlekceważył wytyczne Biura Ochrony Rządu w zakresie bezpieczeństwa prezydenta. Oto depesze wysyłane przez BOR do MSZ były zmieniane na niekorzyść, co w sposób oczywisty przyczyniło się do obniżenia bezpieczeństwa prezydenta. I tak: BOR wnioskował o auto opancerzone dla prezydenta w czasie wizyty w Rosji, zaś w MSZ jakaś tajemnicza ręka zamieniła je na auto dla VIP. Oficerowie BOR, a więc ludzie którzy mieli odpowiadać za bezpieczeństwo prezydenta, a więc mieli też wiedzę w zakresie potencjalnych zagrożeń,  żądali strzelców wyborowych do ochrony, co również zostało wykreślone z depeszy po przejściu przez machinę MSZ.

Nawet gdyby nie doszło do tragedii 10 kwietnia już sam „zabieg korygujący” w MSZ  powinien kwalifikować się pod sąd. Walka polityczna, spory partyjne to jednak co innego niż granie ludzkim życiem, w tym życiem głowy państwa polskiego. Tu nie ma wytłumaczenia dla takich działań, to jest rzecz niemająca precedensu.

Jednocześnie MSZ nie dopilnowało, aby na lotnisku w Smoleńsku byli oficerowie BOR, którzy obserwowaliby pracę wieży kontroli lotów i zmieniające się warunki pogodowe. Być może obecność na wieży osób, których tam być nie powinno, jak pułkownika Krasnokuckiego, wyrywanie sobie mikrofonów między kontrolerami lotu a pułkownikiem z Tweru, zaalarmowałyby polskich oficerów, że dzieje się coś niedobrego. Jednak żadnego borowca tam nie było ani 10 kwietnia, ani nawet kilka dni wcześniej na rekonesansie.

Czy te działania można uznać za przypadek, za rażącą niekompetencję? Być może przemysł pogardy uruchomiony przeciwko prezydentowi Kaczyńskiemu miał  na celu nie tylko odebranie mu czci, ale też stępienie czujności ze strony polskich służb, które po kilku latach niewybrednych ataków i drwin, słysząc nazwisko „Kaczyński” przymykały porozumiewawczo oczy, godząc się na przykład na formułę ochrony na terenie FR polskiego prezydenta przez rosyjskie służby?

Takich dziwnych przypadków i  absolutnie nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności było w tamtym okresie bardzo dużo. Wystarczy wspomnieć choćby o bezprecedensowym remoncie TU 154 M w zakładach Deripaski , choć przecież do 2009 roku polskie samoloty dla VIP były remontowane w zakładach we Wnukowie pod Moskwą,  czy o awarii systemu przepustek na Okęciu w dniu wylotu delegacji, o awarii zastępczego samolotu JAK 40, czy wreszcie wniesieniu na pokład TU 154 M ważącej blisko tonę tzw. apteczki technicznej bez uprzedniego sprawdzenia jej przez pirotechników. Nie sposób nie wspomnieć też zepsutym i w efekcie wyłączonym systemie radiostacji ratunkowych, które w chwili katastrofy miały wysłać sygnał do odpowiednich jednostek w Europie i na świecie. I już po samej katastrofie doszło do sytuacji, która nie zdarzyła się dotąd w historii ratownictwa. Oto do samolotu rozbijającego się tuż przy pasie, pomoc dociera dopiero po 15 minutach, choć ostatecznie zostaje zawrócona, co nie przeszkadza komuś w ocenie i przekazaniu informacji do polskiego MSZ, że „wsie pagibli”.

Bardzo bym chciała, aby te wszystkie zbiegi okoliczności, dziwne propozycje i słowa, dało się jakoś logicznie wyjaśnić. Wolałabym, aby  ktoś okazał się skończonym idiotą, a nie świadomie działającym szkodnikiem.  Być może mój tok rozumowania jest błędny, a osoby, które przywołałam w różnych kontekstach mają mocne argumenty na swoje usprawiedliwienie i potrafią wyjaśnić dlaczego tak, a nie inaczej  wówczas się zachowały, ale póki co, nie da się na to wszystko patrzeć inaczej niż przez pryzmat smoleńskiej polany.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/69006-macierewicz-znow-punktuje-msz-zmienil-depesze-bor-do-rosji-radoslaw-sikorski-powinien-stanac-przed-sadem

http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-bronislaw-komorowski-wybory-prezydenckie-im-szybciej-tym-lep,nId,207827

http://martynka78.salon24.pl/254674,dziwna-propozycja-tuska

http://www.fakt.pl/-quot-Lech-Kaczynski-nie-zyje-quot-,artykuly,59951,1.html

 

http://www.fakt.pl/Prezydent-kupuje-minibary-,artykuly,58066,1.html

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka