Martynka Martynka
8462
BLOG

"ALUMINIOWE SKRZYDŁO PRZECIĘŁO STALOWE KOLUMNY"

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 28

 

W trwającym festiwalu manipulacji, którego celem jest Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza, część mediów bardzo chętnie przywołuje wyrwane z kontekstu i wzbogacone odpowiednim komentarzem fragmenty zeznań złożonych w PW przez profesorów Obrębskiego i Rońdę. Ta bezczelna kampania, w sumie bardzo toporna i nieudolna, w którą również włączyli się ministrowie obecnego rządu, a także prymitywne metody w niej wykorzystywane, przypominają jako żywo te, które stosowano wobec ludzi dążących do prawdy o zbrodni katyńskiej, co doskonale zilustrował w jednym ze swoich tekstów Aleksander Ścios pod wiele mówiącym tytułem „Sukcesorzy kłamstwa”.

(http://www.bezdekretu.blogspot.com/2013/09/sukcesorzy-kamstwa.html).

Sięgnięcie po metody rodem z czasów stalinowskich pokazuje jedno: rządowy arsenał broni świeci pustkami, wszystkie działa i naboje już wystrzelano. Nie mają żadnych argumentów na obronę swoich tez, zresztą tak naprawdę nigdy ich nie mieli. Oprócz nachalnej propagandy oraz argumentów ad personam, eksperci Donalda Tuska, w licznych ostatnio wywiadach,  nie przedstawili dotąd żadnego dowodu, który obalałby tezy prezentowane przez profesorów Rońdę, Nowaczyka, Obrębskiego, czy Biniendę, a warto w tym miejscu podkreślić, o czym wielu zapomina, że to na ekspertach KBWLLP spoczywa obowiązek udowodnienia, że swoja pracę wykonali rzetelnie i uczciwie.

Jak nie było dowodów na oderwanie skrzydła w wyniku kontaktu z brzozą, tak do dzisiaj ich nie ma. Nie pokazano żadnych symulacji, obliczeń, czy modeli, wskazujących na taki, a nie inny przebieg wypadku, a przecież od chwili ujawnienia przez ZP wyników badań profesora Biniendy upłynęło już dwa lata. Trudno uwierzyć, że przez ten czas pan Lasek i jego koledzy nie pokusili się o sprawdzenie poprawności danych uzyskanych przez naukowca z USA. Można więc zaryzykować tezę, że jednak badania wykonano, tylko rezultaty mogły się rozminąć z oczekiwaniami, a ciężko byłoby polemizować z profesorem Biniendą mając na stole identyczne wyniki badań.

Członkowie byłej komisji Millera nie wytłumaczyli też opinii publicznej dlaczego w oficjalnym rządowym raporcie ukryto nie tylko ostatni zapis systemu TAWS (TAWS#38) , ale także fakt wystąpienia w końcowej fazie lotu serii zaskakujących awarii, które miały miejsce jeszcze w locie, przed  uderzeniem w ziemię. Mało tego, by nie psuć zapewne dogranego już w Moskwie scenariusza przebiegu katastrofy smoleńskiej, wycięto ostatnie 0,5 s poprawnego zapisu danych z czarnej skrzynki parametrów lotu ATM i zastąpione je danymi z rosyjskiej czarnej skrzynki, których nie weryfikowali polscy specjaliści. W ten oto sposób, pomijając niewygodne dane, wycinając fragmenty kłócących się z oficjalną wersją parametrów lotu, ukrywając „surowe zapisy” parametrów lotu przed niezależnymi naukowcami, stworzono ułomny i nieprawdziwy zapis przebiegu katastrofy.

W całej tej wrzawie propagandowo-dezinformacyjnej media oraz  członkowie zespołu Laska szerokim łukiem omijają treść zeznań profesora Biniendy, którego kompetencje i wiedza są nie do podważenia. Dodatkowym problemem jest wydane przez uniwersytet w Akron oświadczenie, w którym władze uczelni potwierdzają wysokie kompetencje profesora Biniendy i stają za nim murem, w przeciwieństwie do polskich uczelni, które na jedno tupnięcie nogą przez minister Kudrycką „odcinają się” od swoich naukowców, najwyraźniej wyznając, wbrew akademickiej maksymie, że jednak siła znaczy więcej, niż rozum.

Profesor Binienda zaprezentował swoje wysokie kwalifikacje, przedstawiając się, jako dyrektor laboratorium badawczego specjalizującego się w zachowaniu materiałów pod wpływem uderzeń wysokiej energii. Chyba nie ma bardziej kompetentnej osoby do zbadania hipotezy uderzenia skrzydłem w drzewo oraz skutków takiego zdarzenia. Następnie ekspert ZP opisał, na czym polega jego praca:

„Praca naukowa, o której mówię, polega na tym, ze konstruuję model samolotu i model drzewa bądź model ziemi i numerycznie, za pomocą zastosowania opisów matematycznych zachowania się materiałów, odpowiednich dla wybranych części, komponentów na przykład duraluminium dla samolotu i drzewa bądź miękkiej ziemi, jestem w stanie przyjąć warunki początkowe tego modelu i komputer za pomocą iteracji numerycznej oblicza zachowanie się tego obiektu w krokach nanosekundy lub krótszych, używając programu LSDyna 3 D, czyli nieliniowego programu metody elementów skończonych, z algorytmem „explicit”.

[…] Metodologia ta została rozwinięta przez konsorcjum lotnicze, w skład którego wchodzi NASA, FAA, Boeing, firmy produkujące napędy odrzutowe oraz uniwersytety specjalizujące się w analizie numerycznej uderzeń dużej energii, którego jestem członkiem, i była testowana przy katastrofie wahadłowca Columbia, jak również do różnych komponentów samolotów. Dzięki tej pracy, opracowałem technologię materiałów kompozytowych plecionych, która została wykorzystana w silnikach odrzutowych przez firmę GE Aerospace, Honeywell i Williams Int.”

Próżno szukać wśród ekspertów komisji Millera, czy w zespole Laska osób, które mogłyby stanąć do debaty z profesorem Biniendą, co tłumaczy poniekąd ich paniczną ucieczkę z kąsaniem po kostkach. Trzeba bowiem stwierdzić, że to nie Lasek nie miałby z kim rozmawiać ze strony ZP, ale to eksperci ZP na czele z profesorem Biniendą mieliby spory kłopot ze znalezieniem adwersarza na odpowiednim poziomie.

Ekspert ZP w swoich zeznaniach złożonych w PW zaznaczył, że swoje badania prowadzi nie tylko w oparciu o programy komputerowe, ale także weryfikuje je w swoim laboratorium:

„Posiadam na swojej uczelni unikalne laboratorium, wartość urządzeń ok. 10 mln USD, takie jak działo próżniowe, urządzenia do odkształcania materiałów i struktur oraz urządzenia rejestrujące, jak kamery szybkościowe czy czujniki odkształceń.

[…] Badania tego typu przeprowadzam od wielu lat i badanie dotyczące samolotu TU 154 M jest jednym z wielu, jakie przeprowadziłem, używając tej metodologii.

[…] Warto zaznaczyć, że ta sama metodologia była użyta do wytłumaczenia, w jaki sposób aluminiowy samolot był w stanie przeciąć grupę stalowych kolumn w czasie ataku na TC. Pracę tę wykonały uczelnie MIT i Purdue. Jest to ciekawe, że aluminiowe skrzydło przecięło stalowe kolumny, a stal jest trzykrotnie mocniejsza i sztywniejsza od aluminium. W przypadku TU 154 M drzewo jest 10 krotnie słabsze i bardziej giętkie w porównaniu z aluminium”.

 

Ten ostatni akapit wypowiedzi profesora Biniendy powinien stać się głównym problemem badawczym  komisji Millera, a teraz zespołu Laska: jak to się stało, że aluminiowe skrzydło, choć słabsze od stali, przecięło kilka stalowych kolumn WTC, a w Smoleńsku jedna brzoza, choć 10 krotnie słabsza od aluminium, była w stanie odłamać skrzydło?

Zamiast propagandowych gniotów, chwytów poniżej pasa, czy żenujących rektorskich oświadczeń, świat polskiej nauki powinien  zgodnie z przyjętymi standardami przygotować odpowiedź na to pytanie. Jednak tak się nie stanie z prostego powodu: nie da się zmienić na polityczne zamówienie prawideł nauki, nie można, nie narażając się na śmieszność, stwierdzić, że brzoza jest wytrzymalsza od stali. I dlatego jestem przekonana, że do debaty ZL z ZP nigdy nie dojdzie, chyba, ze pan Lasek zaryzykuje i jednak będzie chciał udowodnić, że smoleńska brzoza była pancerna.

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka