Martynka Martynka
4523
BLOG

EKSPERT LOTNICZY, CZYLI RZECZ O MANIPULACJI

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 72

 

Od dwóch dni media, a wraz z nimi pan Lasek ze swoimi ludźmi, grzmią, że niestety, ale eksperci Zespołu Parlamentarnego nie stanowią dla nich partnerów do rozmów, gdyż nie są ekspertami lotniczymi.  Ten sprytny zabieg pozwoli zapewne panu Laskowi uniknąć debaty z profesorem Biniendą, czy doktorem Szuladzińskim, co musiało by być dla tego pierwszego dość traumatycznym przeżyciem.

 Przede wszystkim należy zadać sobie pytanie, czym jest katastrofa lotnicza? Otóż jest to zespół zjawisk fizycznych, które zaszły w określonych warunkach i  w określonym czasie, a  złożoność zdarzenia wymusza zaangażowanie ekspertów z różnych dziedzin, by wyjaśnić wszystkie jego aspekty. Wydawać by się mogło, ze jest to tak oczywiste, że nie wymaga szerszego  omówienia. W każdym bowiem śledztwie w skład grupy wyjaśniającej okoliczności zdarzenia wchodzą ludzie bardzo  różnych specjalności. Można w takich ekipach znaleźć zarówno  prawników, inżynierów różnych specjalności, jak i lekarzy. Przy niektórych trudnych sprawach angażuje się nawet osoby obdarzone rożnymi niezwykłymi zdolnościami.  

Trzeba sobie jasno powiedzieć: nie ma kogoś takiego, jak ogólny ekspert lotniczy mogący samodzielnie, bez pomocy specjalistów z innych dziedzin ocenić i właściwie zbadać wszystkie aspekty katastrofy lotniczej. Jest to celowo wytworzone w ostatnich dniach pojęcie na potrzeby propagandy, mające być maczugą na ekspertów ZP. Wszyscy, którzy śledzą prace ZP od samego początku wiedzą, że nigdy żaden z ekspertów wchodzących w skład tego gremium nie twierdził, że jest ekspertem od lotnictwa. Każdy z nich przeprowadzał badania i analizy w takim zakresie, na jaki pozwalała mu jego specjalizacja.

 I tak profesor Nowaczyk analizował dane parametryczne, wykresy, odczyty z komputera pokładowego TU 154 M, by ustalić rzeczywiste położenie samolotu, wychwycić różne anomalie i nieprawidłowości.  Doktor inżynier Szuladziński, zajmujący się na co dzień dynamiką konstrukcji, procesami rozpadu, odkształceń, skutkami wybuchów i działań materiałów wybuchowych, przeanalizował sposób rozpadu TU 154 M. Próbował też oszacować siły, jakie działały na poszczególne elementy samolotu. Zwrócił uwagę na charakterystyczne dla wybuchu odkształcenia poszycia samolotu, w szczególności wyrwane nity, które spajają konstrukcję i w przypadku uderzenia powinny być ścinane, a nie wyrywane z dużą siłą, co miało miejsce w Smoleńsku.

Profesor Binienda z kolei specjalizujący się w inżynierii materiałowej, metodach obliczeniowych w fizyce ciała stałego i ich zastosowaniach w lotnictwie oraz astronautyce (mechanika pękania materiałów złożonych, analiza elementów skończonych, analiza dynamiczna problemów udarowych, analiza zmęczeniowa, analiza związana z płynięciem materiałów) dokonał symulacji i obliczeń mających odtworzyć mechanizm uderzenia skrzydłem TU 154 M w brzozę, co jak pamiętamy, miało być bezpośrednią przyczyną rozbicia się samolotu. Wykonał tez badania w swoim laboratorium oraz szereg symulacji, mających na celu znalezienie odpowiedzi na pytanie: czy skrzydło mogło zostać złamane w wyniku kontaktu z brzozą? Odpowiedź była zaskakująca: skrzydło nie mogło się odłamać w chwili zetknięcia z brzozą.

W gronie ekspertów ZP znaleźli się też specjaliści  z zakresu biometrii leśnej, jak profesor Cieszewski z  Warnell School of Forestry and Natural Resources University of Georgia, który po zbadaniu fragmentu smoleńskiej brzozy, wyraził opnię,  że drzewo było sękowate, mocno schorowane i jako takie nie dałoby rady skrzydłu odrzutowca.

Nie jest prawdą, że ZP nie korzystał z pomocy ekspertów związanych bezpośrednio z lotnictwem, a na poparcie tych słów warto przywołać choćby osobę doktora inżyniera Gajewskiego, który jest specjalistą od badania wypadków lotniczych, pracującym w  kanadyjskiej agencji rządowej National Aircraft Certification, czy doktora Berczyńskiego,  inżyniera - konstruktora lotniczego, wieloletniego pracownika Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga oraz innych koncernów lotniczych. Zespół Antoniego Macierewicza wspiera swoja wiedzą także pilot, inżynier  Glenn Jorgensen z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego.

Prace ekspertów ZP były konsultowane ze specjalistami  różnych dziedzin, którzy pracują na wielu zagranicznych i polskich uczelniach ( np. aerodynamika, dr Brown, MIT).

Jest też zapowiedź profesora Bieniedy, że wkrótce poznamy wyniki badań, które trwają na trzech amerykańskich uczelniach ( G. Washington University, University of Akron, Ohio State University).

W sumie z ZP współpracuje 30 ekspertów zarówno z Polski , jak i z zagranicy. Każdy z nich zajmuje się innym aspektem katastrofy i dlatego wyjątkową bezczelnością jest twierdzić, że są to ludzie, którzy nie mają pojęcia, o czym mówią, odbierać im godność, jako rzetelnych naukowców i ośmieszać ich dorobek naukowy, szczególnie w sytuacji, kiedy oponenci nie mają  specjalnych powodów do dumy.

Po czym można poznać słabego przeciwnika? Przede wszystkim po tym, że nie stosuje zasad fair play, za to używa niedozwolonych w świecie nauki chwytów, takich ośmieszenie, zastraszenie, czy próba kompromitacji swojego adwersarza. Zamiast silnych argumentów używa argumentów siły. Tak się dzieje tylko w jednej sytuacji – w sytuacji braku silnych argumentów i dowodów na poparcie swoich tez.

Czy tak trudno było ekspertom pana Laska wykonać symulacje, obliczenia i badania, podobne do tych, które wykonał profesor Binienda, by wykazać, że ekspert ZP się mylił? Byłaby to najprostsza droga do udowodnienia swoich racji i zamknięcia tematu. Tak się robi w cywilizowanym świecie, na tym polega naukowy dyskurs, o czym pan Lasek, jako pracownik naukowy powinien wiedzieć. Nie wierzę, ze w Polsce nie ma nikogo, kto byłby w stanie powtórzyć badania profesora Biniendy. Problem jednak może leżeć zupełnie gdzie indziej -  być może takie badania zlecono, wykonano, tylko wyniki wyszły nie takie, jakich oczekiwano i stąd ta wściekłość.

Jest też pewnie i inna przeszkoda, skutecznie blokująca polskich naukowców, jak brak wsparcia działań na rzecz  wyjaśniania największej katastrofy w historii Polski ze strony władz uczelni, o czym przekonali się dzisiaj profesor Rońda i profesor Obrębski.  Profesor  Binienda, choć na obcym lądzie, ma pełne wsparcie swoich przełożonych, o czym wielokrotnie wspominał:

„Tak jest w Stanach Zjednoczonych, moja uczelnia zachęca mnie bym nad tym pracował. Mój szef przyszedł do mnie i pogratulował mi po jednym z  donosów na mnie, bo takie dochodzą: "Widzę, że pan robi dobrą, ważną rzecz".

Ta sytuacja najlepiej pokazuje, że dzielą nas lata świetlne od standardów panujących w tzw. wolnym świecie. Na wschodzie od 60  lat bez zmian, niestety.

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka