Martynka Martynka
3676
BLOG

DZIURAWA KONTROLA PIROTECHNICZNA

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 74

 

 

Od momentu, kiedy niezależni eksperci zaczęli publicznie zaprzeczać oficjalnej wersji katastrofy, twierdząc jednocześnie, że wiele poszlak wskazuje na eksplozję samolotu w powietrzu, pojawiły się głosy, że ta wersja jest niedorzeczna z kilku powodów. Po pierwsze nikt nie dokonywałby zamachu na polskiego prezydenta, polskich generałów oraz inne, ważne dla Polski osoby, gdyż nie miałby w tym interesu. Nonsens takiego rozumowania, biorąc pod uwagę geopolityczne i historyczne uwarunkowania naszego kraju, wydaje się oczywisty, więc nie ma potrzeby rozwijania tego wątku. Po drugie nie było możliwości podłożenia ładunków wybuchowych, czy w ogóle wylotu TU 154 M z bombą na pokładzie, gdyż niebezpieczne materiały zostałyby natychmiast wykryte przy kontrolach pirotechnicznych. Po trzecie wreszcie samolot był pilotowany przez źle wyszkolonych pilotów, którzy zlekceważyli wszystkie ostrzeżenia i usiłowali posadzić maszynę kilometr przed pasem w smoleńskim zagajniku,  w związku z czym wszelkie inne hipotezy są z gruntu niepoważne.

Po ujawnieniu przez Cezarego Gmyza informacji, że na wraku tupolewa odkryto materiały wybuchowe w ogromnej ilości, na tyle dużej, że pobrano aż kilkaset próbek do dalszych badań laboratoryjnych, rózni politycy zaczęli łapać się ostatniej deski ratunku, przywołując Afganistan, II wojnę światową, a wreszcie powołując się na perfekcyjną kontrolę BOR przed wylotem.
Tymczasem życie nie jest tak proste, jakby tego sobie życzyli co poniektórzy i pisze często zaskakujące scenariusze.

Dzisiejszy Nasz Dziennik w artykule Zenona Baranowskiego pt. „Prokuratura wraca do pirotechników” ujawnia sprawę szokującą, choć potwierdzającą przypuszczenia wielu osób pilnie śledzących sprawę Smoleńska. Otóż kontrola pirotechniczna była, mówiąc kolokwialnie, dziurawa, niepełna i nieprofesjonalna. Okazuje się, że zgodnie z zeznaniami funkcjonariuszy BOR, do których dotarli dziennikarze, w dniu 10 kwietnia 2010 roku bardzo pobieżnie, można by rzec po macoszemu, sprawdzono samolot, którym prezydencka delegacja udawała się do Rosji.

„Z zeznań odebranych od oficerów na początku tego roku wynika jednoznacznie, że przed wylotem do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. Biuro nie dokonało właściwego sprawdzenia tupolewa pod względem pirotechnicznym. Z powodu utrudnionego dostępu pirotechnik z psem nie zbadał w całości luku bagażowego, trapu, podobnie jak zewnętrznej powłoki maszyny. Roman B. tłumaczył prokuratorom, że odstąpił od tej czynności z powodu hałasu.

Jak ustalił „Nasz Dziennik”, mężczyzna zeznał, że pod kątem pirotechnicznym nie sprawdzono też nigdy części zapasowych maszyny, znajdujących się w luku w tzw. apteczce technicznej, po powrocie samolotu z remontu w Samarze (Federacja Rosyjska) w grudniu 2009 rok”.

Wrażliwe uszy oficerów ochrony nie były w stanie znieść hałasu silników, więc odstąpiono od szczegółowych badań tak newralgicznych, z punktu widzenia możliwości działania potencjalnych terrorystów, miejsc, jak luk bagażowy, części zapasowe maszyny (tzw. apteczki technicznej), czy wreszcie trap i zewnętrzna powłoka samolotu. Brzmi to tak nieprawdopodobnie, a zarazem groźnie, że ciężko to przyjąć do wiadomości. O apteczce technicznej pisał swego czasu portal niezalezna.pl.

Co zawierała?

”Dzień przed katastrofą, 9 kwietnia 2010 r. wniesiono na pokład Tu-154M blisko tonę różnych urządzeń. Skład apteczki technicznej, którą 9 kwietnia 2010 r. wniesiono na pokład rządowego Tu-154M nr 101, jest zapisany na kilku stronach A4. Przeważają urządzenia nawigacyjne, części zapasowe oraz wyposażenie lotniskowo-hangarowe niezbędne do wykonania obsługi technicznej”.

Niebywałym skandalem jest nie tylko to, że nie sprawdzono apteczki w dniu wylotu, ale że nie sprawdzono jej w ogóle od 2009 roku, a więc od dnia przylotu samolotu z Samary.

Dziennikarz NDz podaje również, iż prokuratura wojskowa po raz kolejny przesłuchiwała oficerów BOR na początku 2013 roku, co wydaje się mieć związek z odkrytymi materiałami wybuchowymi na wraku TU 154 M. Najwyraźniej więc prokuratorzy, zgodnie ze słowami szefa NPW pułkownika Artymiaka, coraz poważniej badają wątek zamachu,  jako przyczyny katastrofy smoleńskiej. Trudno bowiem po wykryciu na wraku materiałów takich, jak trotyl, heksogen i oktogen, nie zapytać ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo samolotu o rzecz podstawową: czy było możliwe, że jakiś ładunek mógł  zostać nie wykryty w czasie kontroli pirotechnicznej? Jak się okazuje było to możliwe.

Na odpowiedź NPW nie trzeba było długo czekać:

„W dzisiejszym wydaniu „Naszego Dziennika”, w artykule autorstwa Zenona Baranowskiego pt. „Prokuratura wraca do pirotechników” zawarto informację, że „Prokuratura wojskowa wznawia przesłuchania funkcjonariuszy BOR odpowiedzialnych za zabezpieczenie samolotu, który uległ katastrofie pod Smoleńskiem. Z zeznań odebranych od oficerów na początku tego roku wynika jednoznacznie, że…”. Informacja ta jest nieprawdziwa. Prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie (prowadzącej śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej) nie przesłuchali w 2013 r. żadnego funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu, który 10 kwietnia 2010 r. wykonywał czynności związane ze sprawdzeniem samolotu Tu-154 M nr 101 pod kątem obecności materiałów wybuchowych. Dwóch funkcjonariuszy BOR przesłuchanych zostało 24 i 25 lipca 2012 r., a więc prawie rok temu.

płk Zbigniew Rzepa

Rzecznik prasowy NPW”.

Nietrudno zauważyć, że NPW w osobie pana pułkownika Rzepy nie tylko nie zaprzecza rewelacjom NDz, a więc treści zeznań funkcjonariuszy BOR,  ale wręcz je potwierdza, a jedynym, co dementuje jest termin przesłuchań. Według rzecznika NPW takie przesłuchania miały miejsce w lipcu 2012 roku, a więc tuż przed wylotem biegłych i prokuratorów z detektorami do Smoleńska.  Można więc sądzić, że były to ostatnie formalności, których musieli dopełnić prokuratorzy, by udać się na przełomowe badania. Jak widać już latem 2012 roku, a może i wcześniej, pojawiły mocne przesłanki, że na pokładzie samolotu mogło dojść do eksplozji, zaś dotychczasowe badania nie były na tyle rzetelne, aby na ich podstawie wykluczyć taki scenariusz.  

Warto w tym miejscu powrócić jeszcze raz do raportu Millera, a konkretnie do  załącznika 4 „Technika lotnicza i jej eksploatacja”, w którym opisano czynności podejmowane przez personel 36 SPLT oraz służby specjalne przed wylotem TU 154 M, podając czas poszczególnych wydarzeń.  I tak podano:

1.Godzina 2.00 UTC  (4.00 czasu polskiego) –„ Z oświadczenia starszego technika klucza PiS wynika, że samolot Tu-154M nr 101 został przyjęty przez niego od dyżurnego hangaru”.

2.Godzina 2.20 UTC  - 3.00( 4.20 – 5.00 czasu pol.) – „Starszy technik obsługi pokładowej Tu-154M przyjął samolot o godz. 02.20; Specjaliści osprzętu rozpoczęli wykonywanie obsługi na samolocie Tu-154M nr 101 około godz. 02.00, urządzeń radioelektronicznych natomiast około godz. 02.30. W obydwu specjalnościach zakończono wykonywanie prac około godz. 03.00”.

3.Godzina 3.00-3.24 UTC (5.00-5.24 czasu pol.)   - „Około godz. 03.00 samolot Tu-154M nr 101 wyprowadzono z hangaru w celu wykonania próby silników. O godz. 03.05 starszy technik obsługi pokładowej Tu-154M rozpoczął  próby silników; Przeprowadzono ponownie próbę silników, którą zakończono około godz. 03.24”.

4.Godzina 3.30 UTC – 3.40 UTC (5.30 – 5.40 czasu pol.) – „Około godz. 03.30 starszy technik klucza PiS potwierdził w „Książce obsługi statku powietrznego Nr 101 90A837” wykonanie wszystkich prac w specjalności płatowiec i silnik; Samolot dopuścił do lotu starszy technik klucza PiS o godz. 03.40”.

5.Godzina 3.30 UTC (5.30 czasu pol.) – „O godz. 03.30 (zgodnie z oświadczeniem funkcjonariusza BOR) samolot został sprawdzony pod względem pirotechnicznym przez Biuro Ochrony Rządu. W „Książce obsługi statku powietrznego Nr 101 90A837” znajduje się wpis funkcjonariusza BOR: „Kontrola pirotechniczna. Materiałów niebezpiecznych nie stwierdzono” oraz podpis”.

6.Godzina 4.30 UTC (6.30 czasu pol.) –„O godz. 04.30 do luków samolotu został załadowany bagaż, a na jego pokład catering”.

7.Godzina 4.21 – 4.46 UTC (6.21-6.46 czasu pol.) – odprawa załogi TU 154 M nr 101, najprawdopodobniej na pokładzie (tak napisano w raporcie Millera).

8.Przed godziną 5.00 UTC (7.00 czasu pol.) – na pokład wchodzą ostatni pasażerowie.

Wnioski i pytania, które się nasuwają są następujące: nie wiadomo, o której godzinie czasu polskiego miała miejsce kontrola BOR w dniu 10 kwietnia. Z przytoczonych wyżej fragmentów załącznika 4 wynika, że kontrola pirotechniczna zakończyła się o godzinie 3.30, ale czasu UTC, tj. 5.30 czasu polskiego, co z kolei  stoi w sprzeczności ze słowami rzecznika BOR, które wielokrotnie przytaczały media, z których wynika, że kontrola pirotechniczna trwała 3 godziny, od 3.15 do 6.15:

Samolot został bardzo dokładnie sprawdzony przez ekipę ze specjalistycznym sprzętem i psem, skontrolowano także wszystkie przejścia i halę odlotów, czyli miejsca, gdzie miała poruszać się delegacja – mówi nam Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR”.

Pozostaje pytanie, jaki czas miał na myśli pan rzecznik, mówiąc o kontroli od 3.15 do 6.15? Czas polski, czy UTC?

Czy rzeczywiście w tupolewie mógł być zamontowany ładunek wybuchowy, który został przeoczony przez służby? Na chwilę obecną nie można tego stwierdzić, za to jedno można uznać za pewnik: gdyby potencjalnym zamachowcom zamarzył się właśnie taki scenariusz, mogli go bez większych problemów zrealizować.

 

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/32715,prokuratura-wraca-do-pirotechnikow.html

http://www.npw.gov.pl/491-katastrofaTU154M.html

http://www.fakt.pl/Pies-nie-wykryl-trotylu-w-tupolewie-10-kwietnia-Tupolew-byl-sprawdzany-10-kwietnia,artykuly,188274,1.html

http://niezalezna.pl/34904-wniesiono-do-tupolewa-tone-urzadzen

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka