Martynka Martynka
5465
BLOG

10 KWIETNIA 2010 PAŃSTWO POLSKIE UPADŁO NA KOLANA

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 88

 

 

Trzy lata temu Polska wstrzymała oddech, nie dowierzając temu, co się stało. Prezydent z Żoną? Generałowie wszystkich rodzajów sił zbrojnych? Prezes IPN, NBP, posłowie, senatorowie, ludzie zasłużeni dla Polski w przeszłości? Nie, to niemożliwie, myślało wielu z nas. Było to tak irracjonalne doświadczenie, że aż ciężko je było nazwać, uchwycić w jakieś ramy zdrowego rozsądku. Tyle osób, tak ważnych dla naszego państwa, zaangażowanych, oddanych Polsce w jednej chwili znalazło się po tej samej stronie, co 70 lat wcześniej polscy oficerowie, zabijani przez bolszewickich bandytów. A przecież lecieli oddać im hołd, przypomnieć o nich światu. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej porażającego, paraliżującego nie tylko umysł, ale i ciało? Nigdy nie zapomnę tamtego dnia, kiedy niczego jeszcze nieświadoma w słuchawce telefonu usłyszałam od kolegi pytanie zadane drżącym głosem „słyszałaś, co się stało?”. Do dzisiaj czuję tamte emocje i pamiętam, jak się nogi pode mną ugięły. Zamarłam. Później kolejne telefony od znajomych, rodziny. I tylko płacz w słuchawce i nie zadane jeszcze wówczas pytanie, które od początku wisiało niczym miecz nad skazańcem: czy oni znowu nam to zrobili? Znowu zabili?

Pamiętam pierwsze zdjęcia z miejsca zdarzenia, bardzo skąpe relacje, ale już wtedy ktoś pilnował, aby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Pojawiła się więc cenzura na słowo zamach, w mediach wręcz histerycznie reagowano na najmniejszą choćby sugestię, że mogła to nie być zwyczajna katastrofa, co było tym bardziej zastanawiające, że przecież żyjemy w dobie globalnego terroryzmu. W każdym kraju, kiedy dochodzi do zdarzeń nietypowych pierwsze, co jest badane i głośno analizowane, to możliwość właśnie zamachu. W Polsce już 10 kwietnia słowo zamach zniknęło z przestrzeni publicznej.  Irracjonalność takiego podejścia polegała  na tym, że przecież w samej Rosji doszło do kilku zamachów w miesiącach poprzedzających katastrofę.

Zaczęto wprowadzać do obiegu, z iście bolszewicką gracją, kłamstwa, które stały się kanwą późniejszych oficjalnych raportów. Zadawałam sobie wówczas pytanie, słuchając kolejnych ekspertów: skąd wy to wszystko wiecie, kiedy jeszcze ciała nie ostygły? Każdy kolejny dzień dowodził, że mamy do czynienia z jakąś przedziwną operacją. Presja, by winę zrzucić na pilotów, Prezydenta, później generała Błasika, sprawiła, że trudno było nie odnieść wrażenia, że ktoś tu z nami brzydko pogrywa. Pojawiło się hasło: lądowanie w Tibilisi.  Jeszcze wówczas te hasła dryfowały sobie dość swobodnie, z malutkim znakiem zapytania, ale już wtedy składano narrację, którą kilka miesięcy później podano światu w postaci raportu MAK. Można powiedzieć, że wtedy, 10 kwietnia 2010 r. w polskich mediach zaroiło się od jasnowidzów, którzy niezwykle precyzyjnie przewidzieli to, co Rosjanie napiszą. I to, co do przecinka.

Pierwsze satelitarne zdjęcia z miejsca katastrofy wskazywały, że doszło tam do prawdziwej masakry. Nie mogłam zrozumieć, oglądając i porównując zdjęcia z innych katastrof, jak to się stało, że z naszego samolotu nic nie zostało, a całość wyglądała po prostu jak po wybuchu bomby, albo jakby ktoś rozrzucił te drobne elementy z wysokości. Przyznam szczerze, że choć wtedy daleka byłam od stwierdzenia, iż mieliśmy do czynienia z zamachem, to widok szczątków, sposób ich rozrzucenia, a także nasilająca się kampania oszczerstw wobec nieżyjących, spowodowały, że zaczęłam brać pod uwagę też taką ewentualność. Miałam przedziwne poczucie dyskomfortu, które pojawia się w chwili, kiedy oko rejestruje coś zupełnie innego od tego, co słyszy ucho. Dzisiaj już wiemy, po badaniach i analizach ekspertów Zespolu Parlamentarnego, że ten dziwny układ szczątków rzeczywiście zaprzecza tezom raportu MAK i KBWLLP.

W najnowszym wydaniu periodyku naukowego Mathematical and Computational Forestry & Natural-Resource Sciences (MCFNS ) profesor Chris Cieszewski, wespół z Roger’em Lowe, Pete’m Bettinger’em i Arun’em Kumar’em z University of Georgia, przedstawił wyniki analiz danych satelitarnych. Wnioski są następujące:

„[…] obraz ukazuje wyraźny wzorzec szczątków z mniejszymi w środku i większymi na obrzeżach terenu katastrofy, co nie jest zgodne z opisami wzorca zniszczeń struktur cieńkościennych (Abramowicz 2003 and 2004; Hanssen et al. 2000; and White et al. 1999) i co wskazuje na to, że musiały istnieć siły działające na boki, które rozrzuciły te części z dala od epicentrum.

Sugeruje to, że zniszczenie spowodowane było siłami działającymi na boki, które zgodnie z prawem Stokesa rozrzucały najcięższe części najdalej”.

Muszę w tym miejscu podkreślić z całą mocą, że gdyby nie upór ze strony szefa Zespołu Parlamentarnego Antoniego Macierewicza, jego gigantyczna praca, pozyskanie dla sprawy smoleńskiej tak wielkich zasobów ludzkich, w postaci znakomitych naukowców z całego świata i z Polski, do dzisiaj tkwilibyśmy po uszy w kłamstwie smoleńskim w jego najbardziej odrażającym, rosyjskim wydaniu.  Działania ekspertów skupionych wokół ZP skutecznie rozbiły kłamstwo smoleńskie, a postaci takie, jak Wiesław Binienda, Kazimierz Nowaczyk, Grzegorz Szuladziński, Wacław Berczyński, Marek Dąbrowski oraz wiele, wiele innych osób,  o których często nie słychać w mediach, a które równie ciężko pracują,  na trwałe wpisały się do historii Polski. To oni w przyszłości będą wymieniani, jako ci, którzy się nie dali uwieść kłamstwu, nie zgodzili się na hańbę, jaką Polsce i Polakom zgotowano 10 kwietnia, i po tej dacie. Trzeba też w tym miejscu podkreślić, że po 10 kwietnia 2010 r. doszło do fenomenalnego wybuchu obywatelskiej działalności, ukierunkowanej na dojście do prawdy o tej strasznej tragedii, co widać było doskonale w blogsferze.

Dzisiaj, w trzecią rocznicę Katastrofy Smoleńskiej Zespół Parlamentarny zaprezentował najnowszy raport podsumowujący dotychczasowe badania. Wbrew twierdzeniem oponentów ZP w gronie jego współpracowników znaleźli się ludzie zawodowo związani z lotnictwem na najwyższym światowym poziomie.  Mam tu na myśli doktora inżyniera Bogdana Gajewskiego, autora ponad stu obowiązkowych zarządzeń dotyczących sprawności sprzętu lotniczego i działań korekcyjnych, konsultanta badania wypadków lotniczych, eksperta w zakresie bezpieczeństwa lotów cywilnych, członka International Society of Air Safety Investigators (Międzynarodowego Towarzystwa Badaczy Wypadków Lotniczych), związanego z lotnictwem od ponad 30 lat.  

Z ZP współpracuje także inżynier pilot MSME Glenn A. Jørgensen oraz kontroler lotów  Konrad Matyszczak. Jak zapewniają autorzy raportu, w badaniach nieodzowna była pomoc ze strony pilotów dużych samolotów komunikacyjnych i wojskowych, kontrolerów lotów oraz specjalistów w dziedzinie badania wypadków lotniczych.

Co się stało 10 kwietnia 2010 roku nad Smoleńskiem? Wnioski płynące z badań ekspertów są jednoznaczne, choć, jak podkreślają autorzy raportu, badania nadal trwają. Według nich najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy była destrukcja samolotu TU-154M zapoczątkowana eksplozją. Na taki scenariusz wskazują analizy dr. Grzegorza Szuladzińskiego i prof. Jana Obrębskiego. Naukowcy współpracujący z ZP podkreślają jednak, że prace nie zostały jeszcze zakończone, badania ciągle trwają, choć niezmienny jest główny element spajający wszystkie dotychczasowe badania, co do którego naukowcy nie mają wątpliwości, mianowicie przyczyną katastrofy smoleńskiej były eksplozje.

Eksperci ZP przypominają też kluczowe informacje, jak ta, że samolot był błędnie naprowadzany, zaś na wieży przebywały osoby nieuprawnione, które decyzje na temat losów polskiego samolotu konsultowały bezpośrednio z Moskwą, co stanowi rażące złamanie zasad, obowiązujących kontrolerów.

Destrukcja samolotu rozpoczęła się jeszcze przed pancerną brzozą, która miała być przyczyną całego nieszczęścia, czego dowodzi między innymi protokół rosyjskich śledczych sporządzony kilka godzin po tragedii, którego dotąd nikt oficjalnie nie podważył. To z tego dokumentu mogliśmy się dowiedzieć, że około sto mniejszych i większych fragmentów samolotu, znajdowało się  na powierzchni ponad 3500 m2 (dla porównania – powierzchnia skrzydeł TU-154M wynosi 201,54 m2) przed szosą Kutuzowa, czyli przed dotychczas pokazywanym wrakowiskiem. Odłamki samolotu znalazły się nie tylko w pobliżu „pancernej brzozy”, ale nawet przed nią. Na poważne kłopoty TU 154 M jeszcze przed brzozą wskazuje też ekspertyza ATM, wykonana na zlecenia Prokuratury Wojskowej, udostępniona naukowcom na październikową konferencję. Przyznam, ze najmocniejsze wrażenie na mnie zrobiła informacja o „wycięciu” 0,5 sekundy z kilku rejestratorów, o czym mówił dzisiaj doktor Nowaczyk:

 „W ekspertyzie (ATM – mój przyp.) podano, iż z odczytów usunięto ostatnie pół sekundy. Nastąpiła tu zadziwiająca zbieżność: w raporcie MAK w trakcie tej samej pół sekundy także nie ma żadnych odczytów, a zamiast nich pojawia się szara linia oznaczająca brak danych, usuniętych przy zastosowaniu rosyjskiego programu WinArm32, używanego do prezentacji zapisów. Z takim samym zabiegiem mamy do czynienia w nagraniach CVR. Podczas alarmu TAWS nadawane są automatycznie komunikaty głosowe (np. Terrain Ahead, Pull Up). Ostatni z tych komunikatów w dostępnych nagraniach z kokpitu jest przerwany w pół słowa: Pull... chociaż system TAWS nie uległ awarii, ponieważ trzy sekundy później nagrał ostatni „fault.log”. Tak więc i ostrzeżenie „Pull Up” powinno się nagrać w całości.

Wycięte z rejestratorów i z nagrania z kokpitu pół sekundy znajduje się bezpośrednio po TAWS #38. Można zatem przypuszczać, że nastąpiło wówczas zdarzenie, które zostało zarejestrowane przez czarne skrzynki, rosyjską i polską, i było słyszalne w kabinie pilotów”.

Co się wtedy wydarzyło, możemy się jedynie domyślać, choć odnaleziony przez biegłych PW trotyl zdaje się przybliżać nas do rozwiązania tej zagadki.

Na możliwość sfałszowania CVR wskazywał też inżynier Konrad Matyszczak, kontroler lotów, który w tej sprawie złożył zawiadomienie do prokuratury.

Po trzech latach od tamtych tragicznych, kwietniowych wydarzeń, dzięki wielu dzielnym ludziom, zbliżamy się do prawdy o tym, jak zginął Prezydent Polski, polscy generałowie, piloci, posłowie i urzędnicy. Bez ich wysiłku, ciężkiej pracy i uporu nadal tkwilibyśmy w smoleńskiej mgle, budząc politowanie w świecie i rechot kremlowskich siłowników. Jak powiedział wiele lat temu polski minister spraw zagranicznych:

„Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”.

I Oni go obronili.

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka