Martynka Martynka
7943
BLOG

"...TRZASKI, HUKI I DETONACJE", CZYLI ZBRODNIA PRAWIE DOSKONAŁA

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 206

 

 
Kilka dni temu Zespół Parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza zaprezentował dokument podsumowujący ponad dwuletnią pracę ekspertów zespołu z Polski i zagranicy. Minister Macierewicz zaznaczył, że wiele badań jeszcze trwa, a wyniki mają wkrótce spłynąć z zagranicznych laboratoriów. Materiały, analizy i ekspertyzy zawarte w przedstawionym dokumencie ukazują niezwykle spójny i logiczny ciąg zdarzeń, które doprowadziły do największej w dziejach katastrofy lotniczej z udziałem najważniejszych osób w państwie. Można już dzisiaj powiedzieć, że katastrofa nie była wypadkiem, czy przypadkiem, ale została zorganizowana przez osoby trzecie, na co wskazują nie tylko analizy techniczne kluczowych momentów lotu TU 154M, ale też cały szereg działań ze strony polskiej i rosyjskiej, zupełnie niezrozumiałych i  zaskakujących, które miały miejsce przed i po katastrofie. Prokurator Jim Garisson, który prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta Kennedy’ego powiedział kiedyś, że brak należytej ochrony ze strony służb, niezapewnienie bezpieczeństwa głowie państwa, zaniechanie, wyglądające  nawet na przypadek, czy błąd,  jednoznacznie wskazują na spisek, obejmujący szerokie struktury aparatu państwowego.
 
Jak było w przypadku ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego i zabezpieczenia planowanej przez niego wizyty w Rosji?
Eksperci ZP w zaprezentowanym dokumencie postawili 49 tez, które pokazują, iż co najmniej od 2008 roku skutecznie osłabiano bezpieczeństwa Lecha Kaczyńskiego, co z pewnością nie mogło umknąć uwadze obcych służb. Trudno bowiem o lepszą sytuację dla realizacji wrogich zamiarów wobec danego państwa, niż ta, kiedy partia rządząca urządza nagonkę z polowaniem na głowę państwa polskiego, skutecznie skłóca społeczeństwo, wykazując przy tym nie tylko bezbrzeżną głupotę, ale też daleko idącą lekkomyślność, niezrozumienie istoty państwa, polityki i geopolityki. Słowem: idealnie realizowano, być może nieświadomie, scenariusz z sowieckich podręczników dezinformacji. W takiej sytuacji wystarczyło tylko wyciągnąć pomocną dłoń, delikatnie, acz skutecznie zasugerować, szepnąć słówko odpowiednim osobom.  Grono słabiej wyposażonych intelektualnie o mentalności podwórkowego cwaniaka zostało zapewne wsparte przez szeroko pojętą agenturę i akcję „Smoleńsk” można było rozpocząć.
 
Na początku było trochę niewyszukanych żartów z nieudanego zamachu w Gruzji, później inwigilacja głowy państwa przez służby specjalne, analiza bilingów i życia kancelarii głowy państwa, a następnie zmiana oficerów BOR z osobistej ochrony prezydenta. Międzyczasie TU 154 M z numerem bocznym 101 odleciał do Samary, by tam pod czujnym okiem ludzi KGB, bliskich znajomych premiera Putina, przejść gruntowny remont. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, iż firma, która wygrała przetarg na remont Tupolewa posiadała także certyfikat na obrót materiałami wybuchowymi i bronią. Tu porównywalną może być jedynie sytuacja, w której amerykańskie służby oddałyby Air Force One w ręce talibów, a później beztrosko wsadziłyby na jego pokład nie tylko prezydenta, ale całe dowództwo sił zbrojnych USA, senatorów, urzędników i ministrów. Prawda, że brzmi niedorzecznie? A jednak rząd polski i służby mu podległe dokładnie tak zrobiły. Wówczas też pojawiły się głosy ze strony ówczesnego marszałka sejmu, jak i innych polityków PO o konieczności skrócenia kadencji Lecha Kaczyńskiego, a także deklarowana pewność, że tak się właśnie stanie.
W pierwszych miesiącach 2010 roku doszło też do kilku, nie do końca jasnych manewrów, jak choćby rezygnacji Donalda Tuska z ubiegania się o fotel prezydenta, czy złożenia przezeń propozycji Lechowi Kaczyńskiemu, aby nie ubiegał się o ponowny wybór. Następnie do gry oficjalnie włączyły się czynniki rosyjskie, grając na rozdzielenie planowanej wizyty w Katyniu, która miała być wspólna dla prezydenta i premiera. W końcu Rosjanom się udało – premier Tusk przyjął propozycję Putina osobnych obchodów bez żadnych zastrzeżeń, nie informując o tym nawet prezydenta.
Przez kilka następnych tygodni kancelaria Lecha Kaczyńskiego była elementem perfidnej gry, w którą aktywnie włączył się ambasador Grinin, co przywodzi na myśl ponure czasy I Rzeczypospolitej. Rosyjski ambasador nie krył także prawdziwych zamiarów, jakie przyświecały władzom Kremla, kiedy  w wywiadzie z 15 marca 2010 roku mówił, iż celem władz rosyjskich jest wyeliminowanie sprawy Katynia z debaty międzynarodowej. Jednocześnie MSZ skutecznie zablokowało wizyty prezydenckich ministrów w Rosji, BOR nie przeprowadził rekonesansu lotniska, a szef tej formacji zdawał się żyć w innym wymiarze, zupełnie nie interesując się wizytą prezydenta, wokół której gromadzić się zaczęły coraz gęstsze chmury, wytwarzane przez rosyjskie służby. Szczególnie zaskakująca  w tamtych dniach była postawa polskich służb, zwłaszcza SKW, AW, czy ABW, które ustawowo powinny  dbać o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie. Mimo tak wielu przedziwnych sytuacji, zaskakującej i niepokojącej gry ze strony Rosjan, w która włączyli się polscy urzędnicy, mimo alarmu  z 9 kwietnia 2010 roku, żadna ze służb RP nie postawiła tamy  planom potencjalnych zamachowców. Przy całkowitej ignorancji służb, braku jakiejkolwiek ochrony każdy, kto wówczas chciałby dokonać aktu terrorystycznego miał ku temu warunki wręcz idealne. Prezydent wraz z całym sztabem WP leciał zupełnie bezbronny na wrogie terytorium.
 
Zespół Parlamentarny w swoim podsumowaniu wskazał także na skandaliczne zachowania polskich władz po zaistnieniu katastrofy, kiedy już po kilkunastu minutach orzeczono nie tylko winę pilotów, ale przede wszystkim śmierć wszystkich 96 osób, o czym informował telefonicznie Jarosława Kaczyńskiego szef MSZ. Na podstawie jakich danych to ustalono, tego do dziś nie wiadomo, ale wiadomo jedno: akcję ratunkową wstrzymano przy zerowej reakcji polskiego rządu, a rozbitków pozostawiono w agonii. Najwyraźniej jest to taka tradycja władz rosyjskich, by nie pozwolić przeżyć kluczowym świadkom, zwłaszcza świadkom katastrof szczególnych, co pokazały dobitnie przy okazji  katastrofy Kurska.
Z polskich pilotów uczyniono głównych winowajców tragedii, choć jak już dzisiaj wiadomo ze stuprocentową pewnością,  nie planowali  lądować, nigdy nie zeszli poniżej 20 metrów, nie zetknęli się z brzozą, odchodzili na zapasowe lotnisko, tylko nie wiedzieli jednego: ich plany kolidowały z planami kogoś innego. Widać rozkaz Krasnokutskiego wydany kontrolerom ze Smoleńska „Sprowadzamy do 100 m, 100 m i koniec dyskusjimiał swój głęboki, ukryty sens, gdyż  „towarzysz generał” musiał być usatysfakcjonowany.
Co się stało z TU 154M nad Smoleńskiem? Polski samolot został rozerwany w powietrzu przez dwie eksplozje, co potwierdzili swoimi autorytetami tacy naukowcy, jak doktor inżynier Grzegorz Szuladziński, czy doktor inżynier Wacław Berczyński oraz współpracujący z nimi eksperci. Na trafność ich ustaleń wskazują także zeznania wielu świadków, w tym jedno z ważniejszych autorstwa Artura Wosztyla, pilota JAKa 40, oczekującego na płycie lotniska:
 
„W pewnym momencie usłyszałem, że silniki zaczynają wchodzić na zakres startowy, tak jakby pilot chciał zwiększyć obroty silnika, a tym samym wyrównać lot lub przejść na wznoszenie. Po dodaniu obrotów po upływie kilku sekund usłyszałem głośne trzaski, huki i detonację. Do tego doszedł milknący dźwięk pracującego silnika, a następnie cisza”
 
Nikt ze strony polskiej nie brał udziału ani w oględzinach miejsca tragedii tuż po jej zaistnieniu, ani w oględzinach zwłok, choć minister Kopacz przekonywała, że było inaczej.  Na stronach Naczelnej Prokuratury Wojskowej, w zakładce „katastrofa smoleńska” można przeczytać między innymi:
 
„W pierwszych dniach po katastrofie przebywający na miejscu zdarzenia polscy prokuratorzy wojskowi nie prowadzili samodzielnie żadnych czynności procesowych, bowiem Europejska Konwencja o pomocy prawnej w sprawach karnych z dnia 20 kwietnia 1959 r., na podstawie której opiera się współpraca pomiędzy prowadzącą śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej Wojskową Prokuraturą Okręgową w Warszawie oraz Komitetem Śledczym Federacji Rosyjskiej, nie przewiduje takiej możliwości”.
 
Całe dochodzenie oparto na zarządzeniu premiera Putina, które zostało ustnie zaakceptowane przez premiera Tuska, przy czym nie sporządzono  z tego wydarzenia żadnego dokumentu, czy choćby notatki służbowej. A była to największa tragedia Polski od czasów II Wojny Światowej,  co stwierdził sejm RP w tamtych kwietniowych dniach.
Kim byli sprawcy? Dlaczego polskie władze tak łatwo zgodziły się na rosyjski dyktat, tak miękko weszły w rosyjską grę, dając podłoże do snucia podejrzeń o współpracę? Dlaczego polskie służby nie przejrzały planów potencjalnych zamachowców? Dlaczego pozostawiono prezydenta i polskich dowódców na pastwę wszelkiej maści terrorystów?
Może kiedyś uda się znaleźć odpowiedź na te pytania. Może…
 
 
 
 
Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka