Martynka Martynka
1425
BLOG

DZIWNE MANEWRY EDMUNDA KLICHA, CZYŻBY UCIECZKA DO PRZODU?

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 13

 

Dzisiaj kolejny dzień pod znakiem rewelacji pułkownika Edmunda Klicha, który z bliżej nieznanych powodów uruchomił się  właśnie teraz, akurat tuż przed publikacją przełomowego raportu Zespołu Parlamentarnego pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. Zaiste dziwny to człowiek, którego intencje trudno zrozumieć. Z jednej strony były akredytowany przy MAK niezwykle ostro punktuje rząd Donalda Tuska, prace komisji Millera, ujawniając wręcz szokujące przykłady działań tej ekipy w pierwszych miesiącach po tragedii 10 kwietnia 2010 roku, z drugiej zaś uparcie neguje możliwość zamachu na polską delegację i podtrzymuje główne tezy z raportu Millera, łącznie z tą o obecności generała Błasika w kokpicie.  Edmund Klich z całą bezwzględnością obnażył kulisy pracy oraz motywy komisji Jerzego Millera, mówiąc miedzy innymi:

Dlaczego minister Miller nie chciał drażnić Rosjan? 

E. Klich: Podczas jednego ze spotkań powiedział mi to wprost. 
Stałem wtedy twardo przy swoim, przekonując, że lot był wojskowy i żądałem wyjaśnień od Rosjan. On stwierdził, żeby Rosjan za bardzo nie drażnić. Potem publicznie stwierdził, że lot był cywilny. Zdenerwowałem się jak to usłyszałem. Ustalenie statusu lotu było sprawą arcyważną”.

Jest to sprawa wręcz niezwykła –oto minister polskiego rządu, szef komisji mającej wyjaśnić okoliczności katastrofy rządowego samolotu z prezydentem państwa na pokładzie, stwierdza bez ogródek, że należy tak prowadzić postępowanie, aby zbytnio nie drażnić Rosjan. Nie zależało mu na tym, by rzetelnie wyjaśnić sprawę, ale na tym, aby wizerunek Rosji jak najmniej ucierpiał. Mało tego, według relacji Edmunda Klicha, minister Miller jako pierwszy uznał, ze należy lot do Smoleńska traktować, jako lot cywilny, co było już rażącym naruszeniem interesów Polski w tej arcyważnej sprawie. Podobnie pułkownik podsumowuje działania szefa MON Bogdana Klicha, którego zdecydował się potajemnie nagrywać:

Po co pan nagrywał ministra Klicha? 

E.K:Bałem się, że wszyscy będą mnie obwiniać, grozić, nie będę miał nic na swoją obronę. Wiem, jak to wygląda, mały urzędnik przychodzi do ministra z dyktafonem i nagrywa go z ukrycia. Gdybym patrzył na to z boku, pewnie sam byłbym zniesmaczony, ale ja tej rozmowy nie chciałem upubliczniać. Nagrałem ją w akcie desperacji. Podczas pierwszej rozmowy telefonicznej minister Klich, sugerował też, że może zablokować publikację mojego raportu, jeśli coś mu się w nim nie spodoba. Odebrałem to jako naciski i spodziewałem się kolejnych. Minister miał podczas tej rozmowy dwóch świadków – gen. Cieniucha i jednego z doradców. Moim świadkiem byłaby taśma. Zresztą, z tego nagrania jasno wynika, że minister od początku był ukierunkowany na wersję, według której winni są piloci”.

Co wynika z tych słów? Przede wszystkim minister Klich, podobnie, jak Jerzy Miller, wyraźnie naciskał na polskiego akredytowanego, by ten za głównych winnych uznał pilotów, bez względu na rzeczywiste przyczyny, które mogły jeszcze zostać odkryte w toku dochodzenia. Dlaczego minister Klich uważał, że należy trzymać się wersji o winie pilotów, skoro w czasie badań, jako przyczyna mogła wyjść na przykład awaria samolotu? Skąd tak łatwo mu przyszło oskarżenie polskich oficerów? Trudno dzisiaj orzec, ale nasuwają się pewne skojarzenia i wnioski.

W świetle powyższych słów całkiem jasna i w pełni zrozumiała staje się sprawa skandalicznego memorandum, które J. Miller podpisał w maju 2010 roku, w wyniku którego Rzeczpospolita de facto zrzekła się najważniejszych dowodów w sprawie: czarnych skrzynek i wraku. Była to prosta konsekwencja powziętej decyzji, aby winą obarczyc pilotów i broń Boże nie dopuścić do rzucenia choćby cienia podejrzeń na Rosję. By dopełnić obrazu, jaki maluje nam dzisiaj Edmund Klich warto przytoczyć słowa na temat zachowań samego szefa rządu, premiera Donalda Tuska:

 Donald Tusk doskonale znał pana przeszłość, wiedział, co robił pan w stanie wojennym, o czym wspomniał podczas waszej rozmowy. Zaskoczyło to pana? 

Trochę mnie zaskoczyło, zastanawiałem się, po co była mu wiedza, co robiłem w 1981 roku, dlaczego sięgał tak głęboko, ale było to nawet miłe. Stwierdził, że dobrze się sprawowałem.

Chciano z pana zrobić wariata? 

„Opisuję w książce, że kiedyś przyszedł do mnie wojskowy psychiatra, który powiedział, że został przysłany przez Donalda Tuska. Później to premierowi wypomniałem, ale jestem przekonany, że to nie on go na mnie nasłał. Słyszałem, że premier stwierdził, że to wojsko chciało ze mnie zrobić wariata. Ktoś się powinien z tego wytłumaczyć”.

Smaczku całej sprawie nadaje odpowiedź Edmunda Klichana pytanie dziennikarza czy  „ Rosjanie chcieli się pana pozbyć?” :

„Nie mówię, że to był zamiar wyższego szczebla, ale miałem przeczucia, że coś może się stać. Krytyczny moment nastąpił w sierpniu i wrześniu 2010 roku, kiedy mocno punktowałem MAK za to, że nie chcą przekazywać nam ważnych informacji. Dostawałem ostre odpowiedzi, trzymano mnie na dystans, wiało chłodem. Mogło się zdarzyć, że jakiś nadgorliwy urzędnik będzie chciał się przysłużyć, wrobi mnie w coś głupiego”.

Piloci zawinili, a biednego Klicha Rosjanie chcieli zlikwidować, to ci dopiero historia nie z tej ziemi! Ale dlaczego? Po co? Jaki motyw, skoro był to zwykły wypadek?

Cały, dość długi wywiad, w którym zacytowane wyżej wypowiedzi polskiego akredytowanego są jedynie skromnym zarysowaniem całego obrazu sytuacji Polski po 10 kwietnia, rodzi szereg pytań.

Przede wszystkim: kim jest Edmund Klich i czy rzeczywiście jest tylko ofiarą całej tej patologicznej historii, czy może jakimś ważnym trybikiem?

Dlaczego właśnie teraz, kiedy Zespół Parlamentarny, dzięki mozolnym badaniom wielu gremiów eksperckich z całego swata doszedł do konkluzji, że 10 kwietnia najprawdopodobniej mieliśmy do czynienia z zamachem na polską delegację, Edmund Klich bezlitośnie „zatapia” Donalda Tuska wraz z całym rządem: poczynając od ministra Millera, poprzez Sikorskiego, na Klichu kończąc? Czy, aby nie jest to zemsta ze strony Rosjan za niedopilnowanie Macierewicza i dopuszczenie do tego, że sprawa się wysypała? Czy nie jest to prosty sygnał dla polskiego rządu: zawaliliście towarzysze, więc radźcie sobie sami, zrobimy z was co najmniej współsprawców, jak tonąc to razem, prawda?

Opowieści Edmunda Klicha o perypetiach w Rosji, wymianie uprzejmości i prezentów z Anodiną, historii z nagrywaniem polskich ministrów, są niezwykle interesujące i powinny zainteresować szczególnie polski kontrwywiad, a także polską prokuraturę, zwłaszcza w odniesieniu do poszczególnych członków rządu. To, co wyłania się ze słów pułkownika Klicha budzi nie tylko grozę , ale pokazuje czym jest polska elita państwowa i jak w obliczu tragedii traktuje naród, który ją wyniósł do władzy.

Musimy zdać sobie sprawę z niezwykle poważnej sytuacji, w jakiej znalazło się nasze państwo: polskie władze w obliczu niewyobrażalnej tragedii okazały zdumiewającą spolegliwość wobec wschodniego sąsiada z jednej, a z drugiej żelazną konsekwencję, by odium winy w żadnym wypadku nie spadło na tegoż. Zresztą ta żelazna konsekwencja była widoczna choćby w zupełnym braku odpowiedzi ze strony rządu na skandaliczny raport MAK. Rząd zwyczajnie umył ręce, zniknął z pola widzenia, kiedy rosyjscy funkcjonariusze bezlitośnie, na oczach świata poniewierali polski oficerów.

O tym też mówi bohater dnia, pan Klich:

Zostali po prostu ograni. Mieli prawo przesunąć publikację raportu MAK, wnioskować o wydłużenie czasu na przekazania polskich uwag do 120 dni, ale nie zrobili tego. Gdyby wystąpili do MAK z takim wnioskiem, a Rosjanie odmówiliby, byłby argument, że nie chcą dobrej współpracy. Na to wszystko wysłali do Rosji uwagi do raportu MAK w języku polskim, to kompromitacja. W efekcie MAK zamieścił na swojej stronie swój raport w wersji rosyjskiej i angielskiej, a nasze poprawki – po polsku. Ile osób na świecie to przeczytało? W świat poszedł tylko raport MAK”.

Czy tozatapianie Tuska, Sikorskiego, Millera i Klicha, nie jest właśnie ucieczką do przodu, przygotowywaniem się na raport Szuladzińskiego? Czy nie jest łatwiej potencjalnym zamachowcom  poświęcić Tuska i jego rząd, za cenę ocalenia teorii o wypadku?

„Tak przyznajemy, były straszne zaniedbania, Tusk zawalił, całkowicie stchórzył, Sikorski, Miller i Klich  to samo, grali do jednej bramki z Anodiną i Putinem, ale żadnego zamachu nie było” .

Czy, aby na pewno panie pułkowniku?

***

 

 

„E. Klich:Absolutnie odrzucam celowe działanie.

 

[…]. Nie słyszałem ani słowa, które świadczyłoby o tym, że Rosjanie chcieli wprowadzić nas w pułapkę”.

 

E. Klich:Były naciski, by zezwolić na próbne podejście do wysokości decyzji bez żadnych dyskusji. Ta decyzja była całkowicie irracjonalna. Nie udało mi się ustalić kim była osoba, która odpowiadała za naciski. Pewnych rozmów nie uzyskamy, bo nie były rejestrowane, odbywały się przez komórkę lub za pośrednictwem telefonów, które nie były rejestrowane lub nie udostępniono nam tego kanału”.

 

                                                           ***

 

„Zgodnie z zapisem nagrań (szpula nr 9 kanał 4) brał on czynny udział w prowadzeniu korespondencji radiowej, jak również pomimo kilkukrotnych sugestii KL o przerwaniu podejścia samolotu Tu-154M jednoznacznym rozkazem "Doprowadzamy do 100 metrów, 100 metrów i koniec rozmowy"urywa jakiekolwiek dalsze próby KL odesłania samolotu na lotnisko zapasowe”.(Polskie uwagi do raportu MAK str. 109).

 

 

http://wiadomosci.wp.pl/page,3,title,Edmund-Klich-to-moja-czarna-skrzynka,wid,14417332,wiadomosc.html

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka