Martynka Martynka
5079
BLOG

WYSTAWIENI

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 107
 
Jim Garrison, który prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta Kennedy’ego powiedział, że brak odpowiedniej ochrony i   lekceważenie bezpieczeństwa prezydenta, są wystarczającymi dowodami pozwalającymi uznać, że miał miejsce spisek, obejmujący szerokie struktury państwowe. Wydaje się, że słowa prokuratora Garrisona można odnieść do zagadkowej śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wraz z 95 osobami w dniu 10 kwietnia 2010 roku. W tym przeświadczeniu utwierdzają wczorajsze zeznania byłych oficerów BOR przed Parlamentarnym Zespołem do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej: pułkownika rezerwy Tomasza Grudzińskiego oraz pirotechnika, majora rezerwy Roberta Tereli.
Blisko trzygodzinne posiedzenie prowadzi do jeżących włosy na głowie konkluzji: nasza delegacja - Prezydent, wojskowi, urzędnicy, funkcjonariusze BOR, piloci -  wszyscy  oni zostali, mówiąc kolokwialnie, wystawieni na zer wszelkiej maści zamachowców, z pełną świadomością i premedytacją. Żadne zaklęcia, czy okrągłe słówka, nie zmienią tego faktu. Pułkownik Grudziński podkreślił kilkakrotnie:
„Nie wierzę w bałagan, nie wierzę w wypadek”.
Można było czegoś nie dopilnować, coś zaniedbać, jakiś drobiazg, jak choćby kolor butów BORowca, nie dopięty garnitur, ale nie można nazywać zaniedbaniem i bałaganem całkowitego zaniechania ochrony na każdym możliwym etapie przygotowywania wizyty.  
Jeżeli zaniedbano całkowicie jakąkolwiek ochronę, powtarzam, jakąkolwiek ochronę, to jest to sytuacja podobna do tej, kiedy wsadza się do samochodu  ludzi, wiedząc, że śruby w kołach są odkręcone, a płyn hamulcowy wycieka. Mniej lub bardziej pośrednio taka osoba godzi się na ich śmierć, chyba, że stanie się cud i kierowcy uda się wyjść z opresji, albo na autostradzie ktoś ustawi gąbkowe słupy zamiast betonowych.
 
Doświadczeni oficerowie w osobach Tomasza Grudzińskiego i Roberta Tereli (ten ostatni jako pirotechnik miał nadzorować wizytę 10 kwietnia 2010 roku, ale 23 marca 2010 roku odszedł ze służby), którzy organizowali i nadzorowali wiele wizyt zarówno polskich głów państwa, jak i zagranicznych, wypunktowali zaniedbania ze strony BOR, które mogły skutkować umożliwieniem zamachu na życie polskiego Prezydenta, czy polskich generałów. Warto podkreślić, i tu uprzedzam ewentualnych oponentów i krzykaczy, że panowie oficerowie omawiali treść zarzutów, jakie prokuratura postawiła wiceszefowi BOR, ubogacając je swoimi doświadczeniami z lat służby, co dało efekt porażający.
 
Przede wszystkim z niezrozumiałych powodów obniżono rangę wizyty 10 kwietnia 2010 roku. Kto i na jakiej podstawie mógł to uczynić? Zgodnie z kompetencjami mógł to uczynić jedynie szef MSW, a więc pan Jerzy Miller, który miał w zakresie ustawowych obowiązków nadzór nad BOR. Wydaje się, że ta decyzja skutkowała następnymi, absolutnie nieprawdopodobnymi z punktu widzenia cywilizowanego państwa.
Nie wykonano rekonesansu lotniska, zarówno pod względem fizycznego obejrzenia pasa lądowania, sprawdzenia oświetlenia, sprawności urządzeń na wieży, a także sprawdzenie lądowiska pod względem pirotechnicznym.
Nie oddelegowano na Siewiernyj ani jednego oficera BOR, w tym pirotechnika, co jest abecadłem wszelkiej ochrony VIP! Mało tego, nie wykonano rekonesansu tras przejazdu delegacji prezydenckiej oraz czasowych miejsc pobytu, co było praktyką  dotychczas zawsze stosowaną przez BOR, łącznie z oddelegowaniem oficera do kuchni w restauracji, w której miała jeść osoba ochraniana.
Do organizacji wizyty  10 kwietnia oddelegowano oficera, który miał to robić po raz pierwszy, a więc oficera bez doświadczenia. Nie przeprowadzono także niezbędnych odpraw i konsultacji, jak również nie wyznaczono osób z BOR, które miały zabezpieczać miejsca wizytowane przez osoby ochraniane. Absolutnie skandaliczny jest fakt, że plan ochrony Prezydenta RP zatwierdził nieuprawniony do tego oficer. Niezwykle ciekawie brzmi zarzut ze strony prokuratury wobec BOR, w którym podniesiono brak ochrony i zabezpieczenia samolotów VIP  na lotnisku Siewiernyj.  Dotyczyło to zarówno wizyty 7 kwietnia, jak i miało dotyczyć 10 kwietnia 2010 roku. Jak miała wyglądać taka ochrona?
Przede wszystkim samolot TU 154 M po wylądowaniu 7 kwietnia 2010 roku  na Siewiernym powinien być ochraniany i monitorowany przez polskie służby, czego z jakichś względów zaniechano. Pirotechnicy powinni sprawdzić go przed odlotem do Warszawy, a tak się nie stało. Czy w czasie postoju w Smoleńsku ktoś mógł coś wnieść lub zamontować w TU 154 M, co mogło skutkować dramatem 10 kwietnia? Z braku odpowiedniej ochrony i właściwego zabezpieczenia pirotechnicznego można snuć taką hipotezę.
A zatem wizyta 10 kwietnia odbywała się bez zabezpieczenia pirotechnicznego, biochemicznego, radiologicznego oraz osobowego, co tworzy dość ponury obraz tamtych wydarzeń oraz rodzi pytania, a w zasadzie daje pewność, co do motywacji. Aby dopełnić całości można dorzucić brak systemu łączności w czasie działań ochronnych, co pan pułkownik Grudziński zwięźle podsumował: „bez planu, bez konsultacji, bez sprzętu”.
 I dodał, mówiąc o kierownictwie BOR: „Mają na sumieniu 96 osób”.
 
Wiele osób, łącznie z czołowymi politykami, podnosiło dość infantylnie sformułowany zarzut, że obecność BOR nie zapobiegłaby katastrofie. Otóż spieszę z odpowiedzią, posiłkując się słowami i doświadczeniem pułkownika Grudzińskiego oraz majora Treli: BOR, gdyby zgodnie ze swoimi zadaniami i obowiązkami działał 10 kwietnia, miał wszelkie możliwości by zapobiec tragedii. Przede wszystkim dowodzący grupą BOR na Siewiernym poinformowałby kapitana statku, że nie ma kolumny dla Prezydenta, co musiałoby skutkować odejściem na zapasowe lotnisko bez zbliżania się do Smoleńska. Po prostu BOR poinformowałby dowódcę statku i samego Prezydenta, że nie jest w stanie zapewnić mu należytej ochrony.
BOR bowiem ma za zadanie ochronę VIP, co wiąże się z właściwym zabezpieczeniem miejsc, w których ochraniana osoba miała przebywać, a także analizą potencjalnych zagrożeń i reagowaniem na takowe.
10 kwietnia 2010 roku zaniechano wszelkich działań ochronnych, które są powszechnie stosowane na całym świecie wobec VIP-ów, również w Polsce. Nie zabezpieczono samolotu pod względem pirotechnicznym, nie wykonano rekonesansu lotniska i tras przejazdu, nie oddelegowano choćby jednego funkcjonariusza do Smoleńska. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest stwierdzenie, że ktoś tym ludziom lecącym tym samolotem, bardzo źle życzył i to zyczenie się spełniło.
Życzenie śmierci.
 
P.S
Materiał z posiedzenia ZP dzięki uprzejmości portalu:  www.pomniksmolensk.pl
 
 
 
Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka